.Z Wieszczyny wyszliśmy późną wieczorową porą.Szybko znaleźliśmy sobie miejsce do noclegu ,nie zbyt oddalone od schroniska tak aby bez problemu można było wrócić rano po resztę ludzi którzy prawdopodobnie mogli pojawić się w sobotę.Nie pojawili się,nic to,ich strata.Noc spędziliśmy bez ognia,rano szybkie śniadanie i w drogę.Na zamkową górę droga biegła prosto,niestety dalej licho poplątało ścieżki i kilkakrotnie zgubiliśmy drogę.
Nic wielkiego ,tylko czas marszu nam się wydłużył.Zaczął padać deszcz.Zeszliśmy z Saperskiej Drogi do Cichej Doliny w miejscu dawnej skoczni narciarskiej.W deszczu,na stromym stoku bez raków było to niezłe wyzwanie.
Szybko pokonaliśmy Jarnąłtówek i dotarliśmy do Czapki.Tam zjedliśmy posiłek.Zaczęło mocno wiać i znów pokropiło.Posililiśmy się i ruszyliśmy w drogę ,przecięliśmy Skowronków,dawne przejście graniczne w Konradowie ,zahaczyliśmy o sklep w Czechach gdzie kupiliśmy piwo i poszliśmy dalej w stronę Podlesia.Zmierzchało.
W okolicy znaleźliśmy doskonałe miejsce do rozbicia obozu i tam przy ognisku spędziliśmy noc.
Rano wróciliśmy do Jarnąłtówka tą samą drogą i pokonując Karliki dotarliśmy do Pokrzywnej a stamtąd już na przełaj do Wieszczyny.
Lotgar zabrał ze sobą :
- krzesiwko i materiały do rozpalania, grzebień rogowy
- nóż , topór , włócznia i tarcza
- spodnie , dwie koszule z cienkiej wełny i jedna tunika z grubszej , gacie wełniane , płaszcz z fibulą
- dwie pary skarpet igłowych , czapke igłową , owijacze wełniane , buty wzorowane na butach z Hedeby
- dwie torby wełniane , dwa pasy , kaletka i jeden bukłak 3 L
- do jedzenia kawałek gotowanego schabu , kawałek boczku i ciemny chleb
Ja tym razem przedawkowałem z wyposażeniem. Po kolei:
-prosta tunika wełniana bez klinów
-gruba tunika wełniana z klinami
-dwie pary skarpet igłowych
-czapka i rękawice igłowe
-kapelusz filcowy
-wełniany kaptur
-składany kaftan
-wełniane nogawice
-skórzane byty pod kostkę
-wełniany płaszcz z kapturem
-filcowa karimata
-miska śląska
-pas wraz z krzesiwem i osełką
-nóż wraz z okutą pochwą
-skórzaną torbę z prowiantem na który składały się wędzone ryby,chleb i suszona kiełbasa
Zabrałem ze sobą drewnianą owalną tarczę oraz włócznię.Moja rekonstrukcja obejmowała zabytki z Danii,Połabia i Pomorza.
Marsz bardzo udany,nowe zabawki działają doskonale,niestety nie zdążyłem z repliką tarczy z Gross Raden. Myślę jednak że już w grudniu będę mógł ją zaprezentować.
Pod linkiem galeria zdjęć :
plus.google.com/photos/112840936817137424356/albums/5944674934554492193
Do zobaczenia na szlaku.
Eh, no urwasz uwierz, że żałują. Ale nie miałam serca już Rudego ciągnąć, jak w ten nieszczęsny piątek przed 1 do domu wrócił :/
OdpowiedzUsuńNo nic - to kiedy kolejna przebieżka? Tym razem jak już nie razem, to sama dotrę.
Jeżeli warunki nie pozwolą zorganizować marszu w grudniu to dopiero coś dużego odbędzie się w lutym,ale o tym sza...
UsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń